czwartek, 27 listopada 2014

Pokochaj albo odejdź.

Patrze na Was jak się bawicie. Próbujesz mu wytłumaczyć, że kwadratowy klocek nie wejdzie w okrągły otwór. Strasz się. Chcesz się do niego zbliżyć. Nagle Marcel zaczyna się denerwować i płakać. Chce podejść. Chce go uspokoić. Napotykam Twój wzrok - niepewny ale i zdeterminowany. Wycofuje się. Musze odpuścić i pozwolić Ci się wykazać. Powstrzymuje się od powiedzenia: Źle to robisz... Bo przecież chcesz się nauczyć odczytywać jego reakcje.

W głowie mam Twoje słowa: Pozwól mi nawiązać z Nim więź, pozwól bym się do Niego zbliżył, daj nam szansę się zaprzyjaźnić - a zobaczysz, że sprawi Ci to radość...

Ale czy potrafisz wstać bez zdenerwowania do Niego w nocy?
Czy potrafisz pokazać mu jak kopie się piłkę?
Czy potrafisz bawić się z Nim samochodzikami?
Czy otrzesz jego łzy z takim samymi emocjami co ja?
Czy masz w sobie siłę by powstrzymać się od krzyku i przemocy wobec mojego dziecka?
Czy chcesz być kimś ważnym w jego życiu?
Czy chcesz rozwiązywać jego małe problemy?
Czy chcesz mu czytać na dobranoc?
Oddasz mu ostatni kawałek czekolady?
Będziesz o nim myślał gdy nie będzie Cię przy Nim?
Czy będziesz się o Niego martwił?
Czy nauczysz Go jazdy na rowerze?
Czy złożysz z Nim jego pierwszy samolot?

Czy Ty Go pokochasz tak jak ja???

Nie widziałeś jak się rodzi.
Nie widziałeś jego pierwszego uśmiechu.
Nie widziałeś jak raczkuje.
Nie widziałeś jego pierwszych kroków.
Nie słyszałeś pierwszego słowa.

Czy jesteś wstanie Go kochać?

On Cię pokocha, bo to tylko małe bezbronne dziecko - ale ja nie mogę pozwolić by ktoś Go skrzywdził. On ma tylko mnie - ja muszę Go chronić...

Zastanów się...

wtorek, 25 listopada 2014

Czas nie leczy ran...

Do tej pory szłam przez życie z uśmiechem i z myślą, że On będzie ciągle ze mną - obojętnie co by się nie działo, zawsze razem. Przecież obiecał mi to...

Obiecał, że wróci i będzie tak jak w bajcę, że będzie kochał jak nikt inny, że da przykład swojemu dziecku, że jesteśmy dla niego wszystkim tak jak on dla nas. 
Czekałam poświęcając coraz więcej. Najpierw pracę, potem dom i rodzinę. Nie jednokrotnie stawałam na granicy dla niego. Poświęciłam przyjaciół. Poświęciłam swoje zdrowie...

Wiecie kim on był dla mnie? Wszystkim! 

Ja naprawdę wierzyłam, że mogę Go zmienić, że On zrobi to dla mnie. Przecież jak się czegoś bardzo mocno pragnie to wkońcu to osiągniemy, prawda? Przecież nikt nie ma ciągle pod górkę w życiu... ?No przecież ten tam na górze widzi jak cierpię - na pewno ma coś dla mnie w zamian za to poświęcenie...

A jednak to tak nie działa. Fakt - on był dla mnie wszystkim, wszystko było nim, ale tylko w jedną stronę. Moje serce rozpadło się na miliony kawałków... Rozpadło się wszystko w mojej głowie co układałam całe 7 lat... Rozpadłam się ja... 

No bo przecież obiecał! A te 7 lat?! A wspomnienia?! A marzenia?! Plany? A my?! A Marcel?!

Koniec. Nie ma już nic. Pustka...

Budząc się rankiem po któreś przepłakanej nocy poczułam się dziwnie wyciszona. Czy to już? Teraz będzie już tylko lepiej?

Nie, nie było - było coraz gorzej...
I tu następuje zawieszenie mojego bloga.

Co działo się wtedy? 
Może będę kiedyś gotowa o tym napisać - na spokojnie bez emocji. Może...

Bo On ciągle jest gdzieś we mnie. Czy w sercu? Chciałabym by Go tam nie było. To jednak ojciec mojego dziecka - i to jednak ostatnie moje 7 lat życia. Jednak nie zajmuję on już tak ważnego miejsca jak wcześniej. Schodzi coraz niżej. Mam nadzieję, że kiedy się znów pojawi to: albo będę tak silnie i pewnie stała już na swoich nogach, że nie uda mu się mnie złamać albo będę tak szczęśliwa w związku, że jego pojawienie się nie zrobi na mnie ogromnego wrażenia.

Co zmieniło się jeszcze?
Faktycznie zyskałam status samotnej matki.
Odbyła się sprawa o alimenty.
W toku jest sprawa o odebranie praw rodzicielskich.

Cieszę się, że ja albo kocham albo nienawidzę i że nie ma u mnie nic pośrodku...
To daje mi siłę. 

W moim życiu pojawił się ktoś jeszcze - ktoś kto odbudował we mnie poczucie wartości, ktoś kto sprawił, że znów się uśmiecham, ktoś kto wie, że ja i Marcelek to pakiet, nie można nas wsiąść na sztuki, ktoś kto daję z siebie 100 %, ktoś kto mówi, że jestem piękna, ktoś kto był gdy próbowałam się podnieść z ziemi po wszystkim, tak zmieszana z błotem, a pomimo tego wyciągnął do mnie rękę i nie uciekł jeszcze do tej pory...

Czy będzie kiedy stanę na nogi? Nie wiem, ale chciałabym by był...

Jak jest? Na pewno bardzo ostrożnie, niepewnie i wszędzie pełno lęku - mojego...

Nie ma on łatwo - ja wiem, ale staram się, tylko po tym wszystkim naprawdę jest ciężko. Ktoś kto dostaję w środek serca nie pozbiera się tak łatwo.Przez tą ranę w sercu uciekły moje emocję - teraz staram się je odnaleźć na nowo...

To nie prawda, że czas leczy rany - on tylko pozwala się przyzwyczaić do bólu. Nie wierzcie w to...


piątek, 14 listopada 2014

Padłam - Powstałam - Poprawiłam koronę - I zasuwam dalej....

Trzeba mieć cel i najlepiej mieć go przed sobą.
Napisz na suficie nad łóżkiem, wytatuuj na czole, namaluj na ścianie.

Czasem cel pojawia się sam, tak sam z siebie, niekiedy w dodatku, znienacka. 
Wabi nas nowością, swą ciekawą formą i kusi. 
Bywają też cele, które po nagłym pojawieniu się, znikają równie gwałtownie - pozostawiając po sobie uczucie straty. 
Inne pozostają w naszym zasięgu i np. sobie dyndają, lub wirują, przypominają o swoim istnieniu.
Pojawieniu się celu lub jak kto woli, pokusy odpowiada analiza, czy oby na pewno jest on w naszym zasięgu lub czy wart jest osiągania. 
Jednym słowem, czy to się opłaca? 
Nie okłamujmy się średni nas interesuję coś co się nie opłaca prawda ?Analizujemy wszystkie za i wszystkie przeciw, liczymy bilans zysków oraz strat, a przede wszystkim szacujemy potencjalny wysiłek tzw. koszt energetyczny. 
Gdy wynik jest zachęcający przystępujemy do działania i wyciągamy rączki.



Początki bywają trudne, ale są nagradzane zaskoczeniem, które wraz z nabieraniem doświadczenia coraz rzadziej się pojawia. 
Bycie debiutantem jest przywilejem, gdyż wszystko jest nowe, ciekawe i mimo poniesionych dużych kosztów tzw. frycowego (a może właśnie z tego powodu) daje niewyobrażalną satysfakcję?


Mój cel to poczuć się szczęśliwą, a Wasz?

Tak, wiem. Nie o tym chcieliście czytać, ale nadal prowadzę rozmowy z tajemniczym panem na temat jego ujawnienia się :)

czwartek, 13 listopada 2014

Zmiany ;)

Siedzę przed laptopem i boję się - że zapał i chęci przewyższą treść...
Chce wrócić do pisania.
Chce tu częściej zaglądać.
Nie mogę wytępić tej nutki zazdrości będąc na czyimś blogu.

Próbuję.
Po raz drugi.

Uffff...
Mam za sobą kilka pierwszych zdań. Prostych, nie złożonych i czuję ulgę. Wracam na dłużej :)

Od ostatniego postu wiele się zmieniło.
Zmieniłam się ja.
Zmienił się syn.
Zmienił się tok myślenia.
Zmieniła się sytuacja w której się znajdujemy.
Wychodzimy na prostą.
Razem.
Nie, nie w dwoje...
W czwórkę! :D

Zdziwieni?
A może potrzymam Was troszkę w niepewności co? :D

Może zacznę inaczej. Marcelek miał ojca - jak wiecie znikał on od czasu do czasu w niewyjaśnionych okolicznościach i z siebie dawał tylko nazwisko. Matka próbował jak mogła, czekać aż Ojciec się nawróci i z tych wielu dróg wybierze tą, która idziemy z synem. Jednak ojciec nie myślał nawet o tym - więc matka niewłaściwe osoby z niewłaściwych miejsc usuwa, co by to miejsce zajęły właściwe osoby.

Na chłopski tok rozumowania: Matka rozstała się z Ojcem.

Jak jest?
Może lepiej. Może fajniej. Napewno inaczej. Jakoś tak lżej.



Jako, że w przyrodzie nic nie ginie - po zwolnieniu miejsca przez Ojca pojawił się On.
ON - pozostaję tajemniczym kimś, kto mam nadzieję wkrótce pozwoli się przedstawić lub chociaż pokazać.

Jako, że matka 13 w piątek urodzona - więc prawdziwą szczęściarą jest - dostałam od życia mały bonus ;)
Jaki?
Dowiecie się niebawem :)

Zmiana w moim życiu goni zmianie.
Matka się zmieniła:
Została kierownikiem (Służba Pięter pod moim dowodzeniem jest) :D
Przytyła 10kg - nocne podjadanie wychodzi mi bokiem :)
Myślenie w głowie jakoś takie optymistyczne jest.

I chyba zaczyna wkońcu być szczęśliwa - a chyba o to chodzi w tej całej gonitwie w życiu, by do szczęścia dążyć prawda?








P.S Dziękuję ślicznie za wiadomości prywatne na FP i słowa motywujące mnie do dalszego pisania :*

wtorek, 11 listopada 2014

Jest tu jeszcze ktoś?

Pomalutku wracam.
Przynajmniej zamierzam ;)
Nie wiem czy jest do kogo, ale spróbuje :D

U mnie wydarzyło się bardzo wiele by opisać to w jednym poście, ale napewno dowiecie się wszystkiego w swoim czasie ;)

Powinnam zacząć od bohatera głównego bloga.

Ma się całkiem dobrze.
Ma 92 cm, 16 ząbków, 12kg i prawie 2 latka.
Szykujemy się do drugich urodzin - za 1,5 miesiąca będę mieć dwulatka w domku.
Co zatem idzie skok rozwojowy mamy w pełnej krasie.
Krzyki...
Rzucanie się na podłogę...
Ciągłe "nie"...

Radzimy sobie na różne sposoby - od wypełnianie maksymalnie czasu po czułe tulenie <3

Jedyne co mnie martwi to to, że mały nie chce mówić...
Mamo, mamy, mamu i wszelkie inne odmiany odnoszące się do mnie ma opanowane, ale z innymi słowami krucho...

A po za tym rośnie mi mały przystojny, niebieskooki blondasek z cudnym uśmiechem ;)


To tak na początek. Chciałam podziękować tym, którzy czekali, a już nie długo następny post z zamianami które nastąpiły w naszym życiu :)

A u Was dużo się zmieniło?