wtorek, 25 listopada 2014

Czas nie leczy ran...

Do tej pory szłam przez życie z uśmiechem i z myślą, że On będzie ciągle ze mną - obojętnie co by się nie działo, zawsze razem. Przecież obiecał mi to...

Obiecał, że wróci i będzie tak jak w bajcę, że będzie kochał jak nikt inny, że da przykład swojemu dziecku, że jesteśmy dla niego wszystkim tak jak on dla nas. 
Czekałam poświęcając coraz więcej. Najpierw pracę, potem dom i rodzinę. Nie jednokrotnie stawałam na granicy dla niego. Poświęciłam przyjaciół. Poświęciłam swoje zdrowie...

Wiecie kim on był dla mnie? Wszystkim! 

Ja naprawdę wierzyłam, że mogę Go zmienić, że On zrobi to dla mnie. Przecież jak się czegoś bardzo mocno pragnie to wkońcu to osiągniemy, prawda? Przecież nikt nie ma ciągle pod górkę w życiu... ?No przecież ten tam na górze widzi jak cierpię - na pewno ma coś dla mnie w zamian za to poświęcenie...

A jednak to tak nie działa. Fakt - on był dla mnie wszystkim, wszystko było nim, ale tylko w jedną stronę. Moje serce rozpadło się na miliony kawałków... Rozpadło się wszystko w mojej głowie co układałam całe 7 lat... Rozpadłam się ja... 

No bo przecież obiecał! A te 7 lat?! A wspomnienia?! A marzenia?! Plany? A my?! A Marcel?!

Koniec. Nie ma już nic. Pustka...

Budząc się rankiem po któreś przepłakanej nocy poczułam się dziwnie wyciszona. Czy to już? Teraz będzie już tylko lepiej?

Nie, nie było - było coraz gorzej...
I tu następuje zawieszenie mojego bloga.

Co działo się wtedy? 
Może będę kiedyś gotowa o tym napisać - na spokojnie bez emocji. Może...

Bo On ciągle jest gdzieś we mnie. Czy w sercu? Chciałabym by Go tam nie było. To jednak ojciec mojego dziecka - i to jednak ostatnie moje 7 lat życia. Jednak nie zajmuję on już tak ważnego miejsca jak wcześniej. Schodzi coraz niżej. Mam nadzieję, że kiedy się znów pojawi to: albo będę tak silnie i pewnie stała już na swoich nogach, że nie uda mu się mnie złamać albo będę tak szczęśliwa w związku, że jego pojawienie się nie zrobi na mnie ogromnego wrażenia.

Co zmieniło się jeszcze?
Faktycznie zyskałam status samotnej matki.
Odbyła się sprawa o alimenty.
W toku jest sprawa o odebranie praw rodzicielskich.

Cieszę się, że ja albo kocham albo nienawidzę i że nie ma u mnie nic pośrodku...
To daje mi siłę. 

W moim życiu pojawił się ktoś jeszcze - ktoś kto odbudował we mnie poczucie wartości, ktoś kto sprawił, że znów się uśmiecham, ktoś kto wie, że ja i Marcelek to pakiet, nie można nas wsiąść na sztuki, ktoś kto daję z siebie 100 %, ktoś kto mówi, że jestem piękna, ktoś kto był gdy próbowałam się podnieść z ziemi po wszystkim, tak zmieszana z błotem, a pomimo tego wyciągnął do mnie rękę i nie uciekł jeszcze do tej pory...

Czy będzie kiedy stanę na nogi? Nie wiem, ale chciałabym by był...

Jak jest? Na pewno bardzo ostrożnie, niepewnie i wszędzie pełno lęku - mojego...

Nie ma on łatwo - ja wiem, ale staram się, tylko po tym wszystkim naprawdę jest ciężko. Ktoś kto dostaję w środek serca nie pozbiera się tak łatwo.Przez tą ranę w sercu uciekły moje emocję - teraz staram się je odnaleźć na nowo...

To nie prawda, że czas leczy rany - on tylko pozwala się przyzwyczaić do bólu. Nie wierzcie w to...


3 komentarze:

  1. Piękny ten twój kawałek podłogi i życzę ci aby ułożyło się w milion procentach nie tylko 100 . Pozdrawiam Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dziękuję, bo jeszcze mi ucieknie ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Ada jak wiele się u Ciebie zmieniło ale wierzę że będzie dobrze Kochana ��
    Ania

    OdpowiedzUsuń

Jeśli podoba Ci się "mój kawałek podłogi" zostaw coś po sobie :)