niedziela, 16 lutego 2014

Mamo, mamo, ja Ci pomogę - czyli tornado w kuchni :)

Mały śpi, a ja wcinam frytki - to nic, że przed obiadem, a że nie zdrowo to już nie wspomnę. Baaa! Popijam je colą... Czy pójdzie w boczki? Nieee :) Mam za szybką przemianę materii więc martwić się nie muszę.

A propo frytek.
Wiecie jak się robi frytki z rocznym maluchem? Niee? To ja Wam opowiem.

Przygotowania:
Mamusia przygotowała ziemniaczki, wiadereczko i miseczkę z wodą - to dla siebie. A dla Marcela? Krzesełko - bo moje dziecię uwielbia patrzeć jak mama coś robi.

Wykonanie:
Krzesełko dostawione, Marcelek stoi, mama za Nim i bierzemy się za obieranie ziemniaczków. Mama bierze ziemniaczka w rękę i zaczyna obierać... Jednym okiem na ziemniaka, drugim na Marcela. A co robi Marcel? Zaczyna przewracać mamie w wiadereczku ziemniaczki. Jeden do zlewu, drugi na podłogę, trzeci ... o nie tylko nie do buzi! Mama zabiera ziemniaczka, sięga jakiś granuszek i tłumaczy Marcelkowi by wrzucał sobie ziemniaczki z wiaderka do garnuszka. Ok, udało się. Zabieram się do obierania ziemniaczka po raz drugi. Zdążyłam obrać trzy, gdy Marcelkowi znudziło się przekładanie i jednego ziemniaczka wrzucił mamie do miseczki z wodą. Szafki zalane - ale to tylko dziecko tłumaczę sobie w myślach. Dobra przerwa... Mama wyciąga wszystkie miski z szafek, wszystkie drewniane i plastikowe łyżki, łopatki i chochelki i kładzie Marcelkowi na podłogę w kuchni. Uśmiech na twarzy dziecka równa się kilku minutą dla mamy. Podejście trzecie do obierania. Jeden ziemniak, drugi, trzeci, czwarty ... o nie kochanie, nie właź sam do tej miski! Dobra sytuacja opanowana. Marcelek bawi się dalej, a mama obiera. No zabawy było tyle co nic, normalne przecież, ale mama zdążyła obrać ziemniaczki. Trzeba było je teraz pokroić. Marcelek znów na krzesełku koło mamusi. Radość w jego oczach bo w wodzie się pochlapać można. No to kroimy. Dziecię me rączką łapie pokrojone fryteczki w wodzie i ... bach je do zlewu. Ooo nie kochanie! Dobra sięgamy garnuszek drugi, bo pierwszy przecież brudny od ziemniaków. Znów mamusia tłumaczy by Marcelek przekładał sobie fryteczki do garnuszka z miseczki. Ok, dziecko zajęte - matko łap za nożyk i ciachaj póki możesz. Ok, udało się. Mama przygotowała fryteczki. Biorę Marcelka, myjemy rączki, odwracam się ... a po kuchni przeszło tornado! Szafki zalane, miski po całej podłodze, łyżki wszędzie a i dwa garnki więcej do umycia... Łoolllaaa Boga... 

Zakończenie:
Mama garnuszki umyła, łyżki pozbierała, miseczki pochowała, szafki po wycierała - oczywiście z Marcelkiem na rękach, bo tuli-tuli się zachciało. Rozglądam się - czysto. Ale wiecie co? Sił na stanie przy kuchence i smażenie frytek już nie miałam. 

Dobra poszukamy babci. Znaleźliśmy: Babciu, kochamy Cię, nie Marcelku? Daaaa baaaabaaaa - krzyczy Marcekek. Usmażysz nam frytki? Dobra, załatwione, będą frytki! Juuupiiii :)


Oczywiście mogłabym poprosić wcześniej moją mamę by mi pomogła, ale po co? Ja uwielbiam robić coś ze swoim dzieckiem, a i on się nigdy nie nudzi :) I co z tego, że to co zrobiłabym w 20 minut, robię w godzinę, ale ta radość w oczach Marceka jest bezcenna, a przy okazji bawimy się i rozmawiamy :)



Ubrudzone dziecko - dziecko szczęśliwe. To nic, że jedzonko jest wszędzie: na koszulce, na spodniach mamy, na podłodze! 

A i komentarze na temat żywienia mojego dziecka zostawcie dla siebie! Nie bardzo obchodzi mnie wasze zdanie :)

4 komentarze:

  1. Moj maluch tez kocha fryty

    OdpowiedzUsuń
  2. Domowe frytki na pewno są zdrowsze niż kupne a jak smakuja mniam..

    OdpowiedzUsuń
  3. To fakt, ale nie popadam w paranoje. W dzisiejszych czasach mało co jest zdrowe. Nie okłamujmy się, ale nielicznych stać jest na PRAWDZIWE zdrowe jedzenie.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli podoba Ci się "mój kawałek podłogi" zostaw coś po sobie :)