środa, 12 lutego 2014

POMAGAMY, bo chcemy... :)

To, że żyjemy w czasach gdzie ludzka znieczulica panuje wszędzie chyba wszyscy już zauważyli.

Sama doświadczyłam jej będąc w ciąży. Tak, wiem - ciąża to nie choroba, ale akurat ja przechodziłam ją bardzo różnie. Mdlałam bez ostrzeżenia. Jako, że nie posiadam prawa jazdy byłam zmuszona podróżować publicznymi środkami transportu. Jedyne wyjście by przejechać całą trasę i nie zemdleć było po prostu siedzieć podczas podróży, a z tym bywało różnie. Ludzie po prostu odwracali głowę w druga stronę udając, że mnie nie widzą. Ale to nie tylko o to chodzi. Słysząc awanturę za ścianą reagujesz? Widzisz jak matka szarpie dziecko na ulicy i wymierza mu siarczystego klapsa reagujesz? Starszy pan stoi oparty o latarnie reagujesz? Nie, ja nie mierze wszystkich jedna miarą i nie wrzucam wszystkich do jednego worka, ale dam sobie rękę uciąć, bez przeglądania statystyk, że coś koło 60% ludzi nie reaguje. Wytłumaczenie? Dla mnie nie ma żadnego, ale ludzie uważają, że to ich nie dotyczy. No bo po co ma się wtrącać skoro on sam na jego/jej miejscu by sobie tego nie życzył!

Po co? Bo to jest Twój zasrany obywatelski obowiązek!

Jakiś czas temu, gdy urodziłam Marcelka nie raz potrzebowałam pomocy i informacji na temat dzieci. Wiadomo na samym początku była położna, ale głupio było mi dzwonić do niej z najdrobniejszą błahostką - chociaż wtedy wydawało mi się, że to napewno szpitalem się skończy. Z dnia na dzień miałam coraz więcej pytań i wtedy postanowiłam skorzystać z internetu. Wiadomo wujek dobra rada zwany potocznie Google ma na wszystko odpowiedzi. Ale jakoś mnie to nie satysfakcjonowało. Dobra teoria - teorią, ale ja potrzebowałam praktyki, możliwości podzielenia się z kimś moimi obawami. I tak któregoś razu przeglądając swój profil na FB zobaczyłam z prawej strony kilka grup związanym z macierzyństwem. Dołączyłam do kilku. Powiem Wam, że tam ludzka znieczulica także zbierała swoje żniwa. Pisząc swoje posty spotykałam się z różnymi reakcjami:
- Albo ktoś mnie linczował, bo robiłam nie tak jak inni
- Albo dostawałam odpowiedzi nie na temat
- Albo zwyczajnie czułam się jak powietrzę, nikt nie odpisywał
Dałam sobie spokój i stałam się tylko obserwatorem. Co moje oczy tam czytały! No matka matce zęby by powybijała gdyby nie ten dzielący je monitor. Jakiś czas później zostałam zaproszona do innej grupy. Przyjęłam bezpieczną pozycję obserwatora. Minęło kilka dni zanim odważyłam się napisać. Oczywiści postawa obronna przyjęta na zapas. I spotkało mnie bardzo miłe rozczarowanie, bo nikt mnie nie zlinczował, nikt mnie nie obraził, a i najważniejsze na mój post zostały udzielone odpowiedzi! Nie możliwe? A jednak!


To z czym się tam spotkałam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Motto tej grupy: "To co wysyłasz w świat - wraca do Ciebie" jest idealnie trafione. Na grupie są same kobiety, większość z Nich jest matkami. Jedne życie kopie bardziej po tyłku, inne mniej, ale każda z Nich ma wielkie serce. Nie obchodzi ich, że liczą każdy grosz, ale jeśli mogą to pomogą - choćby za samo "Dziękuje". Atmosfera na grupie jest niesamowita: wirtualne kawki i herbatki na dzień dobry, wieczorne pogaduchy na byle jaki temat, a wsparcie i ich trzymanie kciuków naprawdę pomagają, choćby mi gdy szukałam pracy.

Jest tam Nas na dzień dzisiejszy 139 babek, ale uwierzcie mi jeszcze nie widziałam żadnej wojny. Można? Można! Wystarczy chcieć.

Chciałabym opisać kilka mam z tamtej grupy, które wyjątkowo mi utkwiły w głowie.

Iza - mama przesłodkiego Wojtusia. Naprawdę potrafi podnieść na duchu! Jest jedną z mam, które zmotywowały mnie do prowadzenia bloga.

Edyta - wspaniała babka. Zawsze służy pomocą, a jej rady jak dla mnie są idealnie trafione. Szkoda, że nie widzieliście zdjęcia jej córeczki - laleczka!

Andżelika - To nasza grupowa matka matek. Dowodzi nami i to Ona najczęściej parzy kawkę rano.

Gosia - moje góry do spraw karmienia. Pokłony w jej stronę za przepisy, które mi wysłała.

Anna (blondynka) - Sprzedałaby nawet samą siebie, gdyby ktoś potrzebował. Marcelek odziedziczył po jej synku piżamki.

Agnieszka - moja kolejna motywacja do pisania.

Anna (brunetka) - potrafi swoimi komentarzami sprawić, że w sercu cieplej się robi.

Wszystkim pozostałym także dziękuję, że jesteście z Nami.
Mimo tego, że w życiu różnie mi się układa mogę na Was liczyć!

Nie wierzycie? Sprawdźcie sami! - POMAGAMY, bo chcemy... :)

5 komentarzy:

  1. Normalnie sie poplakalam ...Ada bardzo bardzo dziekuje w swoim imieniu oraz imieniu wszystkich dziewcxyn za tak wspaniale slowa.Jestes niesamowita kochana :-) Dziekuje :-) Dziekuje :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Po raz kolejny to ja Wam dziękuje, bo bez Was nie powstałby ten blog. Pewnie dalej zaśmiecałabym Wam tablice :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziekuje moja gadulo;) aj az lezki mi poleciały

    OdpowiedzUsuń
  4. Gaduło? I wszystko jasne :) Mam nadzieję, że z pozytywnych emocji ...

    OdpowiedzUsuń
  5. Piękny tekst :) Kinga

    OdpowiedzUsuń

Jeśli podoba Ci się "mój kawałek podłogi" zostaw coś po sobie :)