niedziela, 13 kwietnia 2014

Ciężki dzień !

Problemy, problemy, problemy...
I nic nie dało przespanie się z nimi.
Niby co miałoby to dać?
Zniknęły by?
Daj Boże (o ile istniejesz)...
Ale nie zniknęły. 



Matka obudziła się dziś przed 8. 
Z dziwnym poczuciem ciężaru wgniatającego w łóżko.
Poduszka stała się wyjątkowo wygodna, a i kołdra jakoś taka cieplejsza.
Macie tak czasami?

Nie powiem, przez chwilę przeleciała mi myśl przez głowę, że może wstać wcześniej i w ciszy wypić poranną kawę, ale przeleciała z taka prędkością, że nie miałam czasu jej przeanalizować, a już jej w mojej głowie nie było. 

Z braku innych pomysłów, pozostałam w łóżku.
Na sen nie miałam ochoty, a po za tym niebawem miał się odezwać mój budzik, który dziś zaspał.
Rozmyślałam więc nad wczorajszym dniem.

"A gdyby tak wyjść. Zabrać jego i jego ulubionego misia, zamknąć drzwi - nie, nie zamknąć, zatrzasnąć za sobą? Nie wracać już tu. Zacząć od nowa? Bez nich?" 

"A gdyby powiedzieć mu, jak zadzwoni, że jestem cholernie na niego zła i to wszystko jego wina, że to on powinien teraz znosić to co ja?!"

"A może to ja płacę za coś co kiedyś zrobiłam, ale za co?"

Ja wiem, ze każdy może mieć taki dzień.
Ja biorę nawet pod uwagę to, że inni pewnie nawet częściej niż ja.
Ale co zrobić jak ja mam ochotę krzyczeć, rzucać talerzami albo przywalić komuś w zęby i za nic nie mogę pozbyć się wrażenia, że tylko to mnie rozluźni...

Nie wolno, nie wypada - matką przecież jestem.
I tylko to mnie powstrzymuje!
W sumie to tylko on.

Mały jakby coś wyczuł - zaraz po przebudzeniu buziola mi dał słodkiego.
I przytulił się do mnie.
I jakoś tak na chwilę problemy gdzieś znikły. 
Bo cały swój świat trzymałam w ramionach.


Ale ja już wiem, dzień do lekkich należeć nie będzie.
Nie po tak ciężkim poranku, a tu przecież trzeba by coś posprzątać.
Pranie poprasować?
Porządki porobić? 
Dziś?!


I dlaczego nikt mi nie przypomniał, że dziś niedziela palmowa i do kościoła trzeba iść ?!


Wracam do łóżka. Dowodzenia. Dobranoc!


5 komentarzy:

  1. Jesteś w naprawdę niefajnym już stanie emocjonalnym... Trudno udzielać komuś rad, trudno kogoś wspierać jeśli tak naprawdę nie wiemy jak bardzo źle byłoby być na Twoim miejscu... Ale wiedz, że jesteśmy z Tobą! Przynajmniej ja i mój synuś (bo mąż nie wszystko musi wiedzieć:).
    Musisz być silna, Twój synuś tego potrzebuje... Często nachodzą nas myśli, że najlepiej byłoby wykrzyczeć wszystko co nam na sercu leży, wylać wszystkie swoje żale, potem uciec... i pozwolić by mogli sobie wszystko przemyśleć, by mogli zatęsknić, docenić... i zacząć działać - zdobywać, przepraszać Cię za każdą przykrość jaką musiałaś znieść.
    Talerze nie pomogą - chociaż czasami się przydają :) U mnie jeszcze nie latały nigdy... ale kto wie co los nam przyniesie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Talerze całe, jak na razie nikt w zęby nie dostał i nikt nie ogłuchł słuchając mojego krzyku ;)
      Narazie...

      Za każdym razem gdy coś się we mnie kumuluję, zastanawiam się jak dużo się złych rzeczy wydarzy zanim naprawdę wybuchnę. I dochodzę do wniosku, że "pojemna" ze mnie babka...

      Jest ciężko, naprawdę, ale ktoś dziś napisał (MazuMazu) by nauczyć się doceniać codzienność.
      Chwyciłam się tych słów jak jakiegoś koła ratunkowego i powtarzam sobie je.
      Czy mi lepiej?
      Nie wybuchłam - to chyba dobrze.

      Dziękuję za wsparcie :)

      Usuń
    2. Słów wsparcia nigdy za wiele. Czasami jesteśmy w takim stanie emocjonalnym, że poszukujemy ich wszędzie - nawet tutaj... Bo może po wylaniu wszystkich naszych złych myśli, wszystkich bólów i żali ktoś zrozumie jak bardzo nam źle... Ktoś doceni naszą walkę z nieciekawą rzeczywistością.
      Ale słowa "doceniaj codzienność" są wartę chwycenia :) Trzymaj je!

      Usuń
    3. Podnosisz na duchu. Dziękuje! :)

      Usuń
  2. Trzymaj się...:) Czasami trzeba sobie pokrzyczeć... tak po prostu... po ludzku, bo matka to też człowiek! ;-)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli podoba Ci się "mój kawałek podłogi" zostaw coś po sobie :)