niedziela, 20 kwietnia 2014

Dziecięca otchłań :)

Marcel jest wspaniały.
Fantastyczny.
Niepowtarzalny.
I oczywiście odmienił moje życie.


Bycie jego mamą jest pasjonującym zadaniem.
A było by milsze gdyby nie jedna, jedyna wada mojego pierworodnego.
Otóż Marcel posiada układ pokarmowy.
Gdyby on jednak go nie posiadał, matka była by w siódmym niebie i problemów by nie miała.


Dziecięcy układ pokarmowy i jego ekscesy przeszły daleko moje wyobrażenia a posiadana wiedza z anatomii człowieka, w zasadzie na niewiele mi się zdała.  
Na pozór składa się on z wymienianych w książkach odcinków jak żołądek czy jelita. 
Jednak już w pierwszych dniach życia Juniora zakiełkowało we mnie zwątpienie, czy aby na pewno przewód pokarmowy niemowlęcia podlega jakimkolwiek normom.
Co za tym idzie termin "fizjologia" nie jest tu właściwym słowem.
Fizjologia bowiem, oznacza coś prawidłowego, zaś u syna mego nic związanego z trawieniem prawidłowe nie jest i nie dam sobie wmówić światłym autorytetom ryczącym w poradnikach, bądź na porodówkach, że „tak ma być”. 
Bo co stanowi normę? 
Począwszy od żądań karmienia co 30 min, bekań, ulewań na zagadkowym zielonkawym kolorze efektu przemian (termin trawienie też wydaje mi się nadużyciem) skończywszy, wszystko stanowi wybryk natury, która toleruje go jedynie ze względu na szlachetność matczynego serca.
Dlatego kiełkująca myśl moja padła na podatny grunt i zaowocowała teorią, iż dziecięcy układ pokarmowy stanowi rodzaj nieprzewidywalnej otchłani, domagającej się zapełniania.


Otchłań żyje własnym życiem. 
W jej zakamarkach dokonują się przemiany porównywalne jedynie z tymi, które towarzyszyły powstaniu świata. 
Kosmiczna zupa, bulgocząca, bekająca plazma tuż obok rodzących się i znikających małych, czarnych dziur, to wszystko z pewnością wypełnia żołądek niemowlaka razem z innymi zjawiskami, stanowiącymi brakujące ogniwo w teorii „Wielkiego wybuchu”.  
Otchłań zatem pochłania, przetwarza, emituje różnorodne treści, co nazywane jest kolokwialne kolkami czy ulewaniami. 
Targane jej poczynaniami dziecko wciąż popłakuje, stęka, budzi się w nocy domagając się zapełniania.
Otchłań ponadto próbuje wessać każdą napotkaną materię. 
W gardzieli niemowlaka znika wszystko, jedynym kryterium wsysania stanowi rozmiar; to co zmieści się w buzi i przejdzie przez przełyk ginie w chaosie żołądka bezpowrotnie. 
Materia, której połknąć nie można, nosi zaś znamiona zaślinienia i ponawianych z dużą częstotliwością prób absorpcji.
W miarę rozwoju dziecka, rodzic uczy się jak postępować z jego otchłanią. 
Z czasem udaje się ustalić pory posiłków, ograniczyć też dostępność wsysanej materii eliminując małe, bądź cenne przedmioty z zasięgu rączek latorośli. 
Wydaje się, że problemy zostały względnie rozwiązane. 
Wtedy jednak Otchłań ukazuje swe nowe oblicze z wachlarzem kolejnych możliwości. 
Pojawia się zagadnienie zębów. 
Kolki i emisje dziwnych substancji pod postacią ulewań zanikają. 
Teraz pęczniejące dziąsła dochodzą do głosu, nie dają spać zarówno dziecku jak i jego rodzicom, zaś z jamy gębowej niemowlaka sączy się w niezliczonej ilości ślina. 
Układ pokarmowy ponownie walczy o zdominowanie życia rodzinnego.



W końcu, nawet najgorsze ząbkowanie mija, ku wielkiej radości rodziców, którzy mogą ulec złudzeniu, iż zmagania z otchłanią mają już za sobą. 
Ale otchłań posiada wejście i wyjście ;)
Ale o tym jak będę zdawała relację z nocnikowania :D

9 komentarzy:

  1. Jedno jest pewne.. bycie rodzicem to ogromne wyzwanie i nie jedna sytuacja nas jeszcze zaskoczy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to napewno ;) Bez dwóch zdań :)

      Usuń
    2. Dwa razy dodałam komentarz, bo niestety pojawił się błąd. Ale dzięki temu mogłaś sobie potwierdzić moje słowa :)

      Usuń
  2. Jedno jest pewne.. bycie rodzicem to ogromne wyzwanie i nie jedna sytuacja nas jeszcze zaskoczy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. o, dżis... jakby o mojej to było. u nas też ząbki walczą o byt w jamie ustnej. ale chyba - póki co - kolki przez 3,5 miesiaca nic nie pobije. kiedy minęły, miałam wrażenie, że podmienili mi dziecko: grzeczna, ale zagada, towarzyska ale nie absorbująca, bardzo szybko uczy się wszystkiego... póki zęby nie pojawiły się na horyzoncie. dobrze, że to nie jak kolki: dzień w dzień, a raz na 3 dni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O mój boże... Patrzę dziś komentarz Kasi i nagle mnie olśniło! Wiadomość - przeczytać przeczytałam, ale chamsko o niej zapomniałam. Przepraszam (dziś wieczorem odpiszę)...

      Usuń
    2. Nie przejmuj się! :) Spokojnie, jak znajdziesz czas :)

      PS. Jak Ty to robisz, że tak produkujesz posty?! Zazdroszczę. Nawet jeśli nie codziennie to i tak mnie przerasta takie pisanie. Czasu brak i obrona zbliża się dużymi krokami... no i to cholerne ząbkowania. Jeszcze do tego, jak mawia mój eR., mała jest "kujnięta", czyli ukłuta po szczepieniu. W słowie tym również zawiera się całe urocze marudzenie z tym związane... Chodzę, jak starych, "kolkowych" czasów mega niewyspana :)

      Usuń
    3. Hahah :)
      Wykrakałaś - wena uleciała i 4 dzień nic :D
      Nie no dziś coś naskrobię.
      Ostatnio wiele się dzieje u mnie, niekoniecznie pozytywnego i nie chce odreagowywać na blogu - za dużo smutków by to było.
      Ale już się zbieram, już jest lepiej ;)

      Usuń

Jeśli podoba Ci się "mój kawałek podłogi" zostaw coś po sobie :)