piątek, 4 kwietnia 2014

(NIE)Szczęśliwa samotna matka...

Jeśli się spieszysz albo jesteś zmęczona, zamknij post. Wróć tu później gdy będziesz miała więcej czasu. Zobaczysz i zrozumiesz więcej. Dziękuje :)


"Jest ciepły wiosenny dzień. Siedzę na ławce w parku. Odpoczywam, relaksuje się, zachłannie chłonę każdy promyk słońca. Obok mnie przechodzą różni ludzie. Starszy pan z pieskiem, młody chłopak ze słuchawkami na uszach, para staruszków trzymających się za rękę. Gdzieś z tyłu słyszę słodki śmiech dziecka. Uśmiecham się. Sama jestem matką, a ten śmiech to jak balsam dla moich uszów. Śmiech narasta, jest coraz bliżej. Oczywiście, że mogłabym się odwrócić i spojrzeć na to dziecko, ale ta nutka ciekawości sprawiała, że ta chwila gdy zobaczę jak wychyla się za zakrętu jest ekscytująca. Są. Na pierwszy rzut oka zwykła rodzina. Matka, ojciec i roześmiany chłopiec. Idą alejką. Nie spieszą się. Być może są na spacerze. Idą trzymając się za ręce. Cała trójka. Rodzice spoglądają na chłopca. Uśmiechając się rozmawiają z nim. Chłopiec wybieg przed nich. Wyglądał tak beztrosko, jak na małego chłopca przystało. A oni? Obejli się, on pocałował ją w czoło i uśmiechnął się do niej. Spojrzała na niego i odwdzięczyła uśmiech. Zniknęli za drugim zakrętem, ale śmiech dziecka nadal wypełniał tą alejkę. Zamyślam się. Przywracam obraz jej twarzy - kobiety którą przed chwilą widziałam. Jej oczy były radosne, nie umiem tego inaczej określić. Gdy patrzała na niego było widać, że jest szczęśliwa. Mogłabym napisać więcej - wyglądała na spełnioną matkę i żonę. Wyglądała na zadowoloną z życia..."


Halo.
Haloo!
Haloooo!

Otwieram oczy, w pokoju ciemno.
Co się dzieje?
Która godzina?
Tak późno?!
Rozglądam się w wiadomym wszystkim matką celu.
Marcel śpi, a mi się przysnęło razem z nim...
Chyba z przemęczenia.

Dobra pora wrócić na ziemię.
Góra prania do prasowania, zabawki do sprzątnięcia, łazienka do ogarnięcia po kąpieli, może jakaś kolacja?
Nie, teraz nie. Jak siądę to już nie wstanę i nic nie zrobię. 
A trzeba, samo się nie zrobi.
Żelazko się nagrzewa, kosze z zabawkami sie wypełniają, łazienkę ogarnę jak sama z niej sokrzystam, a kolację zjem jutro, dziś zbyt zmęczona jestem...



Tak wygląda, życie samotnej matki.

Do łatwych nie należy. 
Na mojej drodze nie ma róż, tylko same kolce.
Ciężki kawałek chleba i twardy orzech do zgryzienia.
Tu nie ma czasu by przysiąść i odpocząć. 
Nie ma czasu na: "Zmęczona jestem"
Trza rękawy podwinąć i brać się w garść.
Tym bardziej jak słyszy się motywujące: "MAMO!"

Gram jedną z najcięższych ról.

Matki i ojca w jednym.

Bo to ja muszę być tą kochającą i konsekwentną zarazem.
Bo to ja muszę rozpieszczać i wymagać.
Bo to ja go tulam, a zarazem hartuje.
Bo to ja codziennie staram się by wyrósł na dobrego człowieka.
To ja biorę samochodziki i pokazuję mu jak robią autka.
To ze mną buduje największe wieże z klocków.
Bo to ja jestem z nim w jednym pokoju podczas jego histerii, zaciskam wargi i sama powstrzymuje łzy, choć mam ochotę wyjść, bo nie wytrzymuję jego płaczu.
To ja się z nim boksuje.
To ja go motywuję, że nie każde przewrócenie to powód do płaczu, że trzeba wstać i iść dalej.
To ze mną ogląda mijające nas samochody na spacerze. 
Bo to ze mną codziennie odkrywa świat...



Myślisz, że to łatwe?
Że mnie to nie przytłacza?
Że nie chciałabym inaczej?
Że to wszystko z mojej świadomej decyzji?
Że ja sobie to na własne życzenie zafundowałam?

Jeśli tak to gówno wiesz o życiu...
Widocznie to co w nim najgorsze albo jakimś szczęśliwym trafem Cię ominęło albo jest dopiero przed Tobą...

Wiesz ile zrobiła bym wszystko by choć na chwilę poczuć się tą kobietą ze snu?!

Nie wiesz, bo niby skąd. 
Co Cię obchodzi moje życie skoro zastanawiasz się właśnie czy Twój mąż/narzeczony/partner wróci o czasie na obiad czy znowu są korki...

A mi jest naprawde ciężko...

Na codzień jestem typem twardzielki. Idę przez życie stanowczym krokiem. Staram się mieć wszystko pod kontrolą. Wszystkie ważne daty, ogarnięte dokumenty, stała praca i czas dla dziecka. Życie tak mnie pokopało, że mój tyłek to chyba ze stali jest. Znajomych tylko kilku, zweryfikowałam ich gdy to ja potrzebowałam pomocy. Rodzina? Gdzieś jest, ale co zrobić z niewygodnym, nie tradycyjnym i odbiegającym od norm członkiem? Odsunąć. W porządku, nic nowego. Kwestia przyzwyczajenia. Ja sobie dam radę jak zawsze. Spokojnie, o to się nie musisz martwić. Gdy upadam, wstaję, za każdym razem szybciej. Muszę. Bo przecież ciągle słyszę: "Mamo!".

Ja nie mogę się poddać, pozwolić sobie na błąd. To by mnie za dużo kosztowało. To takie ciągłe trzymanie sie w pionie. Ciągły stan gotowości. Działanie na pełnych obrotach. Dawanie z siebie 100%.

Ale takie życie zostawiło na mnie ślad. Czuję się wybrakowana emocjonalnie. Nie cieszy mnie codzienne życie, nie wstaję z uśmiechem na twarzy, nie czuję nieposkromionego nakładu siły do życia. Wszystkie swoje pozytywne emocję przelałam do szufladki - macierzyństwo. Z mojego optymizmu zrodził się wieczny realizm z poślizgiem w pesymizm. Staram trzymać się tego pierwszego, bo drugi prowadzi w depresję, a w tym stanie nie chce się już znaleźć. Ciężko z tego wyjść. Nie ma we mnie nadziei, nic dobrego mnie nie spotka jeśli ciężko na to sama nie zapracuję. Ja ciągle będę mieć pod górkę, ja to wiem i pogodziłam się już z tym. Z górki mają ci co pod szczęśliwą gwiazdą się urodzili albo w czepku, a ja urodziłam się 13 w piątek. Nic więcej dodawać nie muszę.
Staram się odstraszać od siebie ludzi, bo ja nie mam czasu na przyjaźnie i pogaduchy przy kawie. 
Przykro mi. Coś za coś.

Ale emocję czasami biorą górę.
Prawda?
Trzymam się. Zaciskam zęby i idę dalej.
Do czasu.
Kiedyś się rozsypie.
Pęknę...
Nie wiem jeszcze kiedy.
Ale tak będzie.
Nie myślę o tym.
Staram się do tego nie dopuścić.
Nie wiem co się stanie gdy się potknę.

Boję się tylko, że ta obojętność ze mną zostanie, że zapomnę o tych podstawowych pozytywnych emocjach...
Że tylko moje dziecko będzie wstanie mnie rozczulić...

Gdzieś daleko jest ojciec mojego dziecka.
Nikogo nie kocham tak mocno i nienawidzę zarazem.
Mam do Niego ogromny żal.
Zostawił mnie samą, nie przygotował mnie na to, bo przecież miał być zawsze...
Przecież gdy pokazywał mi co to dorosłość i wprowadzał mnie w nią powoli, nie mówił, że będzie tak ciężko.
Ale on już ponosi swoją karę...
Także dosłownie.

Traci. 
Bardzo dużo.
Znikł gdy mały miał dwa miesiące.
Siadanie, raczkowanie, pierwsze kroki, ząbki, wygłupy, zabawy, przytulanie, zasypianie, kąpanie, tulenie, spacery, buziaki...
To chyba najgorsza kara dla rodzica.
Odebranie mu bliskości z dzieckiem.
Bo On Go kocha...
To wiem.
I cierpi strasznie...
Żałuję, że go tu nie ma.
Płakał z bezradności...

Nie mam zamiaru Go karać bardziej.
Mam nadzieje, że go to coś nauczy.

Jeśli nie, ja sobie poradzę.
Przecież wiesz o tym.
Dam z siebie wszystko.
Twardzielka.
Cala ja.

Tylko czasami, gdy mam takie sny mam wrażenie, że jestem złą matką, a moje dziecko jest gorszym dzieckiem. Czuje się tak jak bym nie mogła bym mu dać tego co mu się należy - pełnej rodziny. Przecież mogłam się postarać, mogłam coś zrobić...

"Synku obiecuję Ci, że za jakiś czas tata wróci, a mama da z siebie wszystko by go zatrzymać przy nas. Obiecuję! Nie, kochanie, "tata" to nie laptop. To ktoś kto Cię kocha równie mocno jak mama i napewno lepiej udaje autka... Zobaczysz!"



NIE OCENIAJ JEŚLI NIE ROZUMIESZ! TWOJE SŁOWA MOGĄ DOPROWADZIĆ DO TEGO, ŻE SIĘ POTKNĘ. CHCESZ TEGO?



Posłuchajcie sobie, wsłuchajcie się w słowa, warto...

Bas Tajpan - Złap mnie za rękę...  (link)

"Czy bardziej cierpi ten co czeka zawsze
Czy ten co nigdy nie czekał nikogo
Czy prawdą jest Twoje słowo każde
Jaką jutro przyjdzie iść nam drogą..."


_____________________________________________________________________________________________________

Jeśli znasz jakąś samotną matkę, nie odwracaj się od niej, podejdź porozmawiaj, to naprawdę pomaga. To nie wiele, a jednak tak wiele. Nawet jeśli rozmową miał by być jej płacz, a Ty podasz jej chusteczkę. Ja po tą chusteczkę muszę sięgnąć sama.


Pozdrawiam

Matka Samotnie Wychowująca Dziecko





20 komentarzy:

  1. o, rany. taki wpis bladym świtem (no, dobra, o 9:30), to jak połknąć kawałek ciężkostrawnego żelastwa. tym niemniej współczuję, jeśli o takiej porze masz taki nastrój.

    zastanawiam się, czego tak naprawdę potrzebujesz w tej chwili. może wolałabyś, bym nic nie pisała, bo ja z tych od "szczęśliwej gwiazdy" i "czepka". nie zawsze, ale jeśli wyznacznikiem jest pełna rodzina, zdrowie i ogólnie rozumiany dobrobyt.
    zastanawiam się, czy potrzeba Ci teraz współczucia, poklepania po ramieniu, czy słów "będzie dobrze", a może - brzmiącego w tych okolicznościach dość cynicznie - "lubię to". czy całkowitej ciszy.
    wydajesz się być tak przytłoczona, że jak to czytam, to źle mi się oddycha, jakby mi moje dziecko właśnie na piersi usiadło.
    co mogę więc powiedzieć, byś nie zaczęła warczeć (bo nie rozumiem, bo tylko mi się wydaje, że rozumiem itp.)?
    może to, że nie wszystkie matki, które mają wsparcie ze strony ojców swoich dzieci - tak to ujmijmy - są takie strasznie nieczułe. ja jestem wręcz przewrażliwiona.
    nie chcę się porównywać, broń-buk, ale na co dzień też jestem sama. owszem, wsparcie rodziny jest (chociaż zawsze mi przykro, że to teściowa potrafi przyjechać kawał drogi, by być z małą, a moja rodzicielka, mieszkająca niecałe 200 m ode mnie, raz mi zaproponowała, że z nią zostanie), męża też. ale to wszystko dopiero "po godzinach", czyli o godzinie 19 najwcześniej. mój eR. wstaje o 5:30 i widzimy się dopiero wieczorem. dlatego wszelkie formalności, zakupy, prania-nie prania, prasowania, mycie podłóg i łazienki - muszę z dzieckiem załatwiać, albo nie załatwię (urzędy przecież do 15:00 max). bo kiedy wraca eR. to może się zająć małą ale po godzinie odpada wyrąbany (praca fizyczna) i - krótko mówiąc - staje się "nieobecną duchem niańką" a mała już się przeturla i on może nie zauważyć.
    także na co dzień też czuję się samotna i pozostawiona własnemu losowi. poczucie, że jak się uprzesz to wsparcie dostaniesz, bo ono fizycznie istnieje (ale to kosztuje sporo energii) na pewno daje mi psychicznie coś, na czego brak Ty cierpisz.
    czy mi przykro? przykro mi, że bardzo wiele mam tak ma. nie umiem się domyślić, z jakiego powodu jesteś sama (coś między wierszami można odczytać, ale nie do końca jednak). to Twoja sprawa i niepisanie o tym w szczegółach na blogu jest absolutnie zrozumiałe. ale jednak bycie samotną matką nie zawsze oznacza to samo, taką samą sytuację życiową. jednak i tak ubolewam, bo wiem - chociaż tylko w dzień - jakie to trudne.

    czy potrzebujesz wsparcie blogerek, które "maja lepiej"? mam nadzieję, że tak to nie działa. zwłaszcza, że pomocna dłoń podana szczerze, niezależnie od wszystkiego, jest... pomocna. czy muszę być też samotnie wychowującą matką, by móc spróbować się do Ciebie zbliżyć, by pomóc? mam nadzieję, że nie.

    już w innym poście o tym wspominałam. z tego, co wyczytałam u Ciebie w "o mnie", mieszkamy skrajnie daleko: ja pochodzę z gór (Beskidy). ale czyż to nie jest świetne, że Internet pozwoli nam się porozumieć pomimo tej odległości? wiem, że nie w głowie Ci "wyjście na ploty", ale czasem taka głupia rozmowa o tzw. niczym pozwoli na chwilę się oderwać od tego, co nieuniknione i codzienne. i ta mała chwilka potrafi naładować te nasze akumulatory pozytywnej (podkreślam!) energii. nawet, jeśli nie rozwiąże naszych problemów.

    liczę, że mój komentarz nie zostanie źle odebrany, jako atak, czy pretensja. jest napisany szczerze i w dobrej wierze.
    pozdrawiam ciepło i liczę, iż się odezwiesz ;-)

    Kasia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie to nie wiem czego oczekuje...
      Napisałam, bo to dla mnie jak zrzucenie ciężaru.
      Może gdybym dostrzegła problem wcześniej umiałabym sama warstwa po warstwie go rozpracować.
      Nie wiem, a na "gdybanie" nie mam czasu...

      Twój komentarz odebrałam bardzo ciepło.
      I napisałaś go w taki sposób jakbym chciała by został napisany.
      Żadnego "będzie dobrze". Ciesze się, że piszesz mi o sobie.
      To niby dwie inne sytuacje, a jednak tak podobne do siebie...

      Jestem typem samotnika, choć może na siłę, ale bardzo chętnie odezwę się do Ciebie.

      Może masz faktycznie rację, że rozmowa o pierdułkach to jest to :)

      Napiszę do Ciebie wiadomość.

      Jeszcze raz dziękuje za tak wyczerpujący komentarz :)

      Usuń
    2. Sama jestem samotna matka i kiedy to czytalam to jakbym o sobie czytala :-)

      Usuń
    3. podobna historia wojtka (z pierwszej fotki) do Twojej / on tez z Beskid a ona ze szczecina www.samotneserca.pl/szukam_kobiety#wojtek_39lat

      Usuń
    4. * Przez całe życie nigdy nie widziałem niczego, co działałoby tak szybko, jak zaklęcie Dr.Agbazara. Po skontaktowaniu się z Dr.Agbazarą zacząłem wierzyć w powiedzenie, że każda moneta ma dwie strony. Kiedy mój kochanek mnie opuścił, przysiągła, że już nigdy do mnie nie wróci, ale dzięki Bogu, że dzięki pomocy Dr.Agbazary mam mojego kochanka z powrotem do mnie w ciągu 48 godzin, a także chcę, aby inni ludzie ze złamanym sercem skontaktowali się z Dr. Agbazara poprzez poniższe informacje, które są za pośrednictwem poczty elektronicznej: ( agbazara@gmail. com ) lub za pośrednictwem Whatsapp na ( +234 810 410 2662 ), możesz zobaczyć cuda Dr.Agbazara *





































      Usuń
  2. Powiem tylko tyle... chwycił mnie za serce Twój post. Pomimo, że rozległy przeczytałam go jednym tchem. W jego trakcie rodziło się wiele myśli - również tych uświadamiających mnie jak mam łatwiej w życiu niż wiele kobiet, które nie mają takiego oparcia w postaci męża. Jesteś naprawdę dzielną kobietą... Jestem pewna, że dajesz dziecku więcej niż niejedna rodzina (bo w tych czasach rodzina czy małżeństwo nie jest równoznaczne ze szczęściem). Jestem przekonana, że nie każda kobieta podołałaby sytuacji ale ważne jest to, że TY stawiasz wszystkiemu czoło!
    Takie kobiety jak Ty powinny być dla nas wzorem samowystarczalności i odwagi. Podziwiam Cię, i życzę wszystkiego co najlepsze dla Was obojga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje :)
      Czasami wystarczy tylko to zrozumienie aby człowiekowi się lżej zrobiło.

      Pozdrawiamy i trzymamy kciuki w kompletowaniu wyprawki ;)
      Jestem na bieżąco :D

      Usuń
    2. Już wiem, że jesteś na bieżąco. Podziwiam Cię tym bardziej, że znajdujesz jeszcze tyle czasu dla nas - a może właśnie dla siebie... by móc się odstresować, rozerwać, podzielić przeżyciami z innymi. Ja również śledzę na bieżąco... Mam nadzieję, że będzie jak najwięcej pozytywnych wpisów u Ciebie... :)

      Usuń
    3. Postaram się o więcej pozytywnych wpisów ;)
      A do Ciebie, znaczy się do was lubię zaglądać ;)

      Usuń
  3. czytam...i mam tak samo choć moje dziecko ma już 13 lat niby dorosle niby dziecko ...o wszystkim możemy porozmawiać dzielimy życie tylko we 2 ale emocje ciągle pozostają te same. Ciągła rozterka i pytanie dlaczego?
    dlaczego wychowuję dziecko sama - jak to się mogło stać
    dlaczego jestem sama i nie potrafię zaufać mężczyzną...
    jest mi ciężko nie mam wsparcia ciężko pracuję aby nas otrzymać
    z jednej strony szczęśliwa twardzielka z drugiej miękka jak maslo chcialabym choć na chwilę odpocząć żeby ktoś mnie w czymś wyręczył pozałatwiał sprawy albo po ludzku porozmawial o wszystkim i o niczym. Niestety my nie możemy sobie pozwolić na chwilę slabości niuwagi potknięcia zawsze musimy być idealne. jak dużo wysiłku to kosztuje zrozumie tylko kobieta w takiej samej sytuacji. Nie licz na zmianę że poźniej będzie łatwiej będzie tylko trudniej. Głowa do góry miłość dziecka to lek na całe zło.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest dosłownie jeden dzień z mojego życia. Czasami nie wiem kiedy się kończy a kiedy zaczyna ����

    OdpowiedzUsuń
  5. ...niesamowite jak bardzo Ciebie rozumiem... Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za Ciebie jak również za Wszystkie Samodzielne matki- samotne nigdy nie będziemy, juz nigdy nie będziemy same. Mamy przeciez swoje dzieci dla których naprawde warto żyć...

    OdpowiedzUsuń
  6. Najbardziej dotknęło mnie to o kobiecie ze snu i niewygodnym członku rodziny. Ja nadal nie mogę się pozbierać. Podziwiam takie kobiety jak Ty bo sama nie jestem twardzielką i nie umiem nawet sprawiać nawet takiego wrażenia. Każda trudna decyzja u mnie jest opłacona łzami i strachem i patrzę tylko na te małe, słodkie oczka, które patrzą na mnie z ufnością, nie rozumiejąc nic i wiem, że nie mogę się poddać, ale nie potrafię wykrzesać z siebie siły i pewności siebie... Jak to zrobić??

    OdpowiedzUsuń
  7. No dobra, doczytałam do końca... Kurcze,jak ja rozumiem to rozdarcie... Ja sama odeszłam od taty mojego dziecka, ale pomimo tego, że między nami nie układało się najlepiej to tęsknie za nim, a kiedy widzę jak mój maluch zdobywa kolejne osiągnięcia to mi chce się płakać i to ja cierpię, że nie mam z kim dzielić tych chwil. I wiem, że one mijają i nigdy nie wrócą i nigdy już nikogo przy nas nie będzie w tych chwilach... I czasem nie mogę się pogodzić z tym uczuciem straty i nienawidzę go w tedy bardzo! Mówisz, że Twój kocha... ale mój były ma to wszystko gdzieś. I to jest chyba najbardziej rozdzierające, że nikomu na nas nie zależy, nikt nie tęskni, nikogo nie boli. Jestem ja ze swoją samotnością i bólem i małym dzieckiem, na które patrzę i zastanawiam się jak nie stać się moimi rodzicami i nie zniszczyć maleństwu życia. Co jest przytłaczające, bo jestem młoda i życie zweryfikowało to, że nie umiem żyć. Zwykła codzienność to czasem dla mnie tak wielkie wyzwanie, że pod koniec dnia patrzę na stertę naczyń, pranie na suszarce i stwierdzam, że żeby wszystko wyglądało jak należy musiałabym poświęcić na sprzątanie pół nocy... i czasem tak robię. A czasem odpuszczam i budzę się rano i dobija mnie myśl, że w zlewie nic nie ubyło, ale dziecko śpi, ja się wyspałam, więc mam trochę czasu. Podchodzę do zlewu i w tym momencie słyszę ryk. I wszystko chu* strzela! I wiem, że jak znów będę miała trochę czasu to po prostu pójdę spać...

    OdpowiedzUsuń
  8. Trafiłem tu przypadkiem i sam nie wiem co Ci napisać. Ostatnio komentując jakieś opowiadanie napisałem, że mam dwóch kolegów, którzy wychowywali się bez ojców, jednemu tata zmarł, drugi nigdy swojego nie poznał. Ja ojca miałem, ale wydaje mi się, że to oni są szczęśliwsi i lepiej przystosowani do życia niż ja. Są dowodem na to, że można, że gdy kobieta chce to potrafi. Sam zawsze podziwiałem silne kobiety, w jakiś sposób mi imponowały. Mogę też poniekąd powiedzieć, że samotne matki rozumiem, bo sam w życiu miałem taki okres, gdy byłem samotnym ojcem, który ani trochę nie mógł liczyć na matkę swoich chłopaków. Faktycznie, samotny ojciec to rzadkość, was jest więcej, więc jesteście bardziej zauważalne, ale wiem co to znaczy gotować, zajmować się domem, dziećmi, pracować i być w tym samemu, z brakiem pomocy ze strony rodziny i z brakiem wzorców z własnego dzieciństwa. Z drugiej strony myślę, że można to wspomnieć, być z tym pogodzonym i nie ma co się aż tak dla sobą użalać. Wiesz ile kobiet ma faceta przy boku, ich dzieci ojców, a mimo to one nie są szczęśliwe. Mogą pływać w luksusach, ale być mniej szczęśliwe od ciebie.
    Masz dla kogo żyć, masz zdrowego syna, to powód do uśmiechu co rano i do radości z życia, a nie do depresji, bo facet zawiódł, umarł czy np okazał się nieodpowiedzialny.

    OdpowiedzUsuń
  9. Jestem mamą dwóch dziewczynek. Jedna ma 9 lat idzie w tym roku do komunii. Druga ma 7. Rozwiodlam się 5 lat temu. Byłam sama. Zdawałam radę znalazłam super pracę. Dziewczynki zdrowe wynajmujemy mieszkanie na które nas stać. Bo bywało różnie. Długa ciężką i pełna łez drogę przeszłam żeby mieć to do czego dążyłm. Zaczynałam być szczęśliwa. Poznałam faceta. Mocno to pokochałam. Okazało się że to podły człowiek. Na siłę ratowalam związek który był już totalnie niczym dla niego. Ja byłam zerem dla niego. Wyzwiska picie bicie. Zabrał mi radość życia mi i moim dzieciom. A ja nadal byłam za nim. Teraz zaluje. Bo okazalo sie ze jestem w ciazy . On mnie zostawil. To typ faceta ktory lubi picie dziewczyny i dobra zabawe. Wiedzialam ze taki jest ale nadal wierzylam jak glupia ze sie ogarnie. Niestety . Dzis zawalil mi sie swoat na glowe . Zniszczyl mi zycie i zwial. Zostałam sama z dwiema córkami i trzecim dzieckiem pod sercem. Nie widzę przyszłości swojej. Tym bardzie nadzieję że będzie lepiej. Kiedyś moje wieczory wyglądały tak że czytaliśmy książki smialismy się A teraz każdy wieczór spędzam płacząc bo nie wiem co dalej...

    OdpowiedzUsuń
  10. W naszym prostym życiu miłość odgrywa bardzo szczególną rolę. Teraz jesteśmy w stanie uczynić twoje życie miłosne zdrowym i nie ma miejsca na żadne kłopoty. Wszystko to jest możliwe dzięki AGBAZARA TEMPLE OF SOLUTION. Pomógł mi rzucić zaklęcie, które przywróciło mojego zaginionego kochanka z powrotem na 48 godzin, które zostawiły mnie dla innej kobiety. możesz również skontaktować się z nim ( agbazara@gmail.com ) lub zadzwonić do niego pod numer +234 810 410 2662, i być szczęśliwym na wieki, tak jak teraz z jego doświadczeniem.

    OdpowiedzUsuń
  11. Samotna matka to nic dobrego, wiem to z własnego doświadczenia, dobrze, że państwo zaczyna pomagać samotnym kobietom z dzieckiem i wielkość ulgi na dziecko z roku na rok jest coraz większa. To bez wątpienia daje samotnym rodzicom dodatkowy oddech.

    OdpowiedzUsuń
  12. * Przez całe życie nigdy nie widziałem niczego, co działałoby tak szybko, jak zaklęcie Dr.Agbazara. Po skontaktowaniu się z Dr.Agbazarą zacząłem wierzyć w powiedzenie, że każda moneta ma dwie strony. Kiedy mój kochanek mnie opuścił, przysiągła, że już nigdy do mnie nie wróci, ale dzięki Bogu, że dzięki pomocy Dr.Agbazary mam mojego kochanka z powrotem do mnie w ciągu 48 godzin, a także chcę, aby inni ludzie ze złamanym sercem skontaktowali się z Dr. Agbazara poprzez poniższe informacje, które są za pośrednictwem poczty elektronicznej: ( agbazara@gmail. com ) lub za pośrednictwem Whatsapp na ( +234 810 410 2662 ), możesz zobaczyć cuda Dr.Agbazara *





































    OdpowiedzUsuń

Jeśli podoba Ci się "mój kawałek podłogi" zostaw coś po sobie :)