wtorek, 8 kwietnia 2014

Niedobra Matka...

Wiadomo, że każda Młoda Matka stara się wypełniać swoje obowiązki nie tylko z zaangażowaniem, ale także z przynależną jej gracją i uśmiechem na ustach.
Szczególnie, gdy w pobliżu kręci się ojciec lub co gorsze jedna z babć dziecka. 
W takich okolicznościach potrafimy oczywiście zręcznie i wdzięcznie zmienić zakupkaną pieluchę, łagodnie ukołysać płaczące dziecko do snu, czy cierpliwie karmić młodego żarłoka.
Nadchodzi jednak czas, kiedy babcie kończą odwiedziny i rozjeżdżają się do domów, ojcowie wychodzą do pracy. 
Dziecko wtedy spogląda na nas z łóżeczka nieco bojaźliwie, bo wie, że żarty się skończyły i zostaliśmy sami. 
Zupełnie jak w westernach: ostatni sprawiedliwy i jego ofiara.

Już sama atmosfera podwyższonego napięcia powinna sprawić, że mały potwór dwa razy się zastanowi, zanim zapłacze. 
Niestety, ze względu na słabo rozwinięte umiejętności analityczne, może jednak się rozwrzeszczeć. 
W takim wypadku możemy oczywiście go wziąć na ręce i kołysać aż się uspokoi. 
Jednak lepiej wykorzystajmy ten moment, żeby zastosować inne metody, niezbyt poprawne politycznie, ale za to skuteczne i dające wiele satysfakcji. 
Jedyne przygotowania, jakie musimy poczynić to:

a) jeżeli jesteśmy w domu / samochodzie - zamknąć szczelnie okna

b) jeżeli jesteśmy na zewnątrz - upewnić się, że w pobliżu nie ma nikogo znajomego, wrażliwych na cierpienie dzieci staruszek ani pracowników opieki społecznej.

Po tych przygotowaniach możemy przystąpić do korzystania z wachlarza metod znanych tylko matkowemu podziemiu i przekazywanych nocą z rąk do rąk na powielanej bibule. Ich geniusz polega na wykorzystaniu w uspokajaniu dziecka efektu zaskoczenia.

METODA nr 1 - Ogłuszenie

Dziecko powinno być w pozycji częściowo spionizowanej. Dobrze sprawdza się leżaczek-bujaczek lub fotelik samochodowy. Należy ustawić odtwarzacz płyt na duuuużą głośność i znienacka puścić muzykę. Najlepiej sprawdzają się kompozytorzy klasyczni (dobrze rokują też zespoły heavy-metalowe, ale z braku takowych w płytotece nie były przeze mnie testowane). Należy wybrać w miarę dziarskie utwory. Anemiczny Chopin czy wirujący Strauss z góry odpadają. Mozart na pierwszy rzut oka może wydawać się zbyt wesolutki. Zszokowane dziecko na pewno na chwilę się uspokoi. Wtedy jednym sprawnym ruchem zatykamy je smokiem / butlą / piersią i po sprawie. Jedyny efekt uboczny tej metody może być taki, że dziecko z czasem wyrośnie nam na wirtuoza. Wtedy nici ze starości pod palmami, bo dobre skrzypce kosztują fortunę. Jeśli ta perspektywa zbyt nas przeraża, czas na:

METODA nr 2 - Oślepienie
Metoda szczególnie skuteczna w słoneczne, letnie dni. Wijącego się w spazmach młodego gniewnego wrzucamy do wózka, jak najszybciej wychodzimy z domu i szybkim ruchem obracamy wózek tak, by ostre słońce padało wprost na buzię malucha. Ponieważ nie da się jednocześnie płakać i chronić oczu przed światłem, gwarantowana jest chwila spokoju, którą można wykorzystać na udanie się na jakąś wyboistą drogę. Jak wózek będzie już podskakiwał na wybojach, możemy zasłonić twarz dziecka parasolką - powinno już spać spokojnie.

METODA nr 3 - Osamotnienie
Czasem, po godzinach noszenia na rękach i tulenia, dziecko należy po prostu zostawić samo w łóżeczku. Możemy wtedy w pędzie uzupełnić utracone płyny, co pozwoli nam jakoś funkcjonować przez najbliższych kilka godzin. Niektórzy specjaliści od niemowląt twierdzą, że mają one wrodzoną umiejętność "samouspokajania" i kiedy już się wypłaczą, same zasną. Moim zdaniem, za głoszenie takich poglądów powinno się karać podobnie jak za kłamstwo oświęcimskie. Na ogół dzieci pozostawiane samym sobie coraz bardziej się nakręcają, dostają spazmów i spektakularnie się krztuszą. Ma to jednak tę zaletę, że tym samym nieźle się męczą, a tym samym stają się bardziej podatne na politycznie poprawne metody usypiania takie jak tulenie, ciumkanie smoczka i kołysanie. Jeśli jednak te metody nie pomogą, czas sięgnąć po trzymanego na czarną godzinę Beethovena. W takich chwilach określenie "wielki kompozytor" nabiera nowego wymiaru.

Dzięki Ci, Ludwiku!

_________________________________________________________________________________
Jeśli Ty nigdy nie miałaś dość swojego dziecka to widocznie za mało czasu z nim spędzasz :)
Bo ja swoje czasami wystawiła bym za okno.
Ale na chwilę :)

3 komentarze:

  1. Chyba to kwestia cierpliwości :) zdecydowanie mogłabyś zmienić tytuł tego postu :)
    Jesteś wspaniałą matką, tylko czasami puszczają Ci nerwy - jak każdemu zdrowemu człowiekowi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No moja zdecydowanie została dziś delikatnie nadszarpnięta ;)

      Usuń
  2. Nie wiem czy to kwestia mojej spokojnej natury czy mojej córki ale jakoś sobie radzimy bez takich metod i bez płaczu czasami tylko pokrzyczy ale wystarczy czymś zając i z głowy ale to chyba uroki maluszka a im starsze dziecko tym trudniej

    OdpowiedzUsuń

Jeśli podoba Ci się "mój kawałek podłogi" zostaw coś po sobie :)