czwartek, 20 marca 2014

Błąd lekarski...

Idąc do lekarza z jakąś konkretną dolegliwością mamy nadzieję, że nam pomoże, ulży w bólu i zwalczy dyskomfort z nim związany...
Do lekarza, który chodził na studia, aż 6 lat by zostać tym kim jest. 
Podobno trzeba czuć powołanie by być lekarzem. 
Nie zazdroszczę im pracy pod presją - w końcu pacjenci są różni.
Ale nic, kompletnie nic nie zwalnia ich z myślenia podczas swojej pracy - nawet jak są po 12 godzinnym dyżurze w szpitalu i siedzą po nocce i przyjmują pacjentów w swoich gabinetach.
W końcu to oni sami wybrali ten zawód - chciałabym być pewna, że z powołania...



Moje poglądy na temat lekarzy zmieniły się o 180 stopni przez jeden mały błąd.
Tym błędem był syrop.
I może nigdy by mnie to tak nie ruszyło gdyby tu chodziło o mnie - ale tu chodziło o moje dziecko...
O dziecko, które ma 14 miesięcy.

Podczas jednej z wizyt u Pani Doktor poprosiłam ją o syrop na przeziębienie - taki by zwalczył choróbsko w zarodku. 
Poszukała w komputerze - coś tam nabazgrała - dała mi receptę.
Mama za pamięci receptę wykupiła i syropek stał w domu i czekał na odpowiednią chwilę.
Z racji tego, że mój mały sam nie choruję, tylko łapie od kogoś kto choróbskiem częstuje - odpowiednia chwila nadeszła dopiero kilka dni temu, gdy odwiedziła nas ciocia (pozdrawiamy ciocię M. i nie mamy do niej żalu :)).
Na początku Marcelek miał tylko suchy kaszelek - bardzo delikatny myślałam, że na Pulneo się skończy.
No, ale mamie było by za lekko gdyby tak było.
Do kaszelku dołączyło się jakże słodkie "Aaapsssikkk" i katarek, którego ani ja, ani Marcel nie lubimy.
Postanowiłam sięgnąć po syrop, który przepisała nam P.Doktor. 
Nazywa się IMMUNOFORT.



Pani w aptece napisała nam jak mamy go dawkować i tak mama nalała pół łyżeczki i czekała, aż Marcelek zje kolację by mu go podać.
Czekając tak sobie, zastanawiałam się czy ten syrop jest także na kaszel, bo skoro by tak było to po co dziecku podawać dwa leki na jedną dolegliwość. 
Sięgam po ulotkę dołączoną do opakowania i czytam wnikliwie.
Pierwsze na co się natykam - "Nie należy stosować leku u dzieci poniżej 12 r.ż"
Przyznacie, że między 14 miesiącami, które ma mój syn a 12 rokiem życia jest spora różnica. Zastanowiłam się chwilkę, bo to w końcu lek, który mogę logicznie rzecz biorąc podać dopiero za 11 lat. 
Skonsultowałam się z moją mamą i stwierdziłyśmy, że przecież to lekarz i wie co robi.
Wróciłam do czytania ulotki.
To co przeczytałam za chwilę wstrząsnęło mną: "Zawartość etanolu 28-36 %"
W nosie miałam, że to lekarz i że wie co robi.
Po powąchaniu go odrzuciło mnie - sam alkohol.
Złapałam za tel. i dzwonie: Apteka - nie odbiera (no bo po co nie?) P.Doktor - nie odbiera.
Lek odstawiłam, podać nie zamierzałam.
Postanowiłam poczekać do rana.
Czekając na odpowiednią godzinę, zastanawiałam się czy może ja panikuję (że jestem panikarą to wiem, w szczególności gdy chodzi o Marcela) i czy nie wygłupie się i P.Doktor poczuje się urażona moim tel.
Uspokoiłam się tym, że moim matczynym prawem jest sprawdzać coś sto razy zanim coś zrobię...
Zadzwoniłam:
- Tak słucham?
- Dzień dobry. Nazywam się A.B. Chciałam się skonsultować z P. w sprawie syropu, który P. przepisała mojemu synowi. Syn ma 14 miesięcy, a P. przepisała mu syrop, który można podawać powyżej 12 r.ż i w dodatku zawiera od 28-36 % alkoholu. Chyba zaszła jakaś pomyłka...
- Poproszę o nazwisko P. syna...
- M. Marcel...
- ...

Miałam nadzieję, że panikuję.
Serio!
Ja chciałam by ona mnie utwierdziła w tym, że panikuję...

- Halo..
- Tak, jestem...
- Musiałam się pomylić...
- Słucham?!
- Przepraszam, musiałam się pomylić...
- Jak to "musiałam się pomylić?! Czy P. wie, że gdyby nie moja ciekawość podała bym dziecku, małemu dziecku ten syrop! Czy P. wie jakie są skutki uboczne zażywania tego syropu!?
(Przestudiowałam całą ulotkę poprzedniego dnia i zaczerpnęłam informacji o syropie z internetu)
- Ja nie wiem jak to się stało. Przepraszam, ale to pomyłka, ja nie wiem jakim cudem to znalazło się na recepcie...

Wiecie co działo się wtedy w mojej głowie? 
Jakie słowa cisnęły się na moje usta?

Zebrałam się w sobie i na tyle ile potrafiłam uspokoiłam swoje nerwy i poinformowałam P.Doktor o zamiarze wyciągnięcia konsekwencji wobec niej w zaistniałej sytuacji...


Usiadłam i ręce mi opadły.
P.Doktor, która leczyła mnie od urodzenia, zawiodła...
Popełniła błąd...



Ja wiem, że dla wielu z Was to tylko syrop. 

Ale ten syrop mógłby zaszkodzić MOJEMU dziecku! 
A MOJE dziecko jest dla mnie NAJWAŻNIEJSZE!

"Wymioty, biegunka, zaburzenia koordynacji ruchowej, osłabienie mięśni, osłabienie ciśnienia tętniczego, ból brzucha, wysypka, skurcz oskrzeli, reakcja anafilaktyczna"

To tylko nieliczne z objawów nie pożądanych objawów, które mógł mieć mój syn po zażyciu tego syropu. Zafundujcie, którekolwiek z nich swojemu dziecku, a zobaczycie jak poczułam się ja wiedząc, że P.Doktor się pomyliła, a ja mogłam się przyczynić do bólu mojego dziecka...

Zastanawia mnie co ja mam teraz zrobić?

Czuję się zawiedziona, bo idą do lekarza oczekuję, że mi pomoże, a nie zaszkodzi. 
A teraz jak mam się zachowywać podczas wizyt?
Brać receptę i iść konsultować z drugim lekarzem?
Czy nie powinnam mieć pełnego zaufania do swojego lekarza?

A może powinnam podejść do tej pomyłki "To tylko syrop"?

Czuję się wybita z tropu - nie wiem co mam zrobić...

Nigdy nie pomyślałam, że dotknie mnie taka sytuacja, bo przecież "mnie to nie dotyczy"...
Tyle słyszy się o błędach lekarzy...
O bliźniakach z Wocławka, o Oliwierku z guzem...

Słuchając wiadomości i czytając o tym - współczułam rodzicom, bo przecież sama jestem matką. Nie wyobrażam sobie co czują po starcie dziecka/dzieci, ale wiem jak czują się zawiedzeni. 
Zawiedzeni przez lekarzy. 
Lekarzy, którzy mają leczyć, pomagać, ratować...

Mojemu synowi nic się nie stało dzięki mojej ciekawości, a błąd P.Doktor bym "małym" błędem - choć dla mnie wielkim szokiem, ale do końca życia obiecuję sobie, że nigdy nie zaufam nikomu w 100 %, a wszelkie ulotki przestudiuje 2 razy zanim podam swojemu dziecku lekarstwo.








4 komentarze:

  1. Ja zanim podam lek dziecku czy to zwykły syrop czy antybiotyk zawsze czytam ulotki i jeszcze dodatkowo opinie w necie nie ufam lekarza bo antybiotyki na zwykłe przeziębienie przypisują - faszeruja dzieci chemią.. Nawet oskrzela u 5 miesięcznego brzdaca wyleczyłam inhalacjami bez antybiotyku oczywiście pod nadzorem wspaniałego lekarza który bez powodu antybiotyku nie przepisuje..

    OdpowiedzUsuń
  2. No u mnie niestety "wspaniały" lekarz popełnił błąd. Teraz muszę szukać innego...

    OdpowiedzUsuń
  3. ja tez należe do tych osób co czytają ulotki i to nie też dlatego że nie ufam ale z czystej ciekawości Bo czasem jeden lek jest na kilka schorzen Wiec warto wiedziec jak mnie kiedyś cos zaboli albo mojego syna że mam coś co moge mu podać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooo, dzięki za informację, bo nie wiedziałam, że jeden lek może być na kilka schorzeń. No oprócz przeciw bólowych, ale to raczej oczywiste :)

      Usuń

Jeśli podoba Ci się "mój kawałek podłogi" zostaw coś po sobie :)